żytni naleśnik z pieczarkami, cebulą i serem cheddar
wholewheal crepe with mushrooms, onion and cheddar cheese
Najchętniej leżałabym i nie wracała.
Chciałabym napisać, że wszystko jest w
porządku, jestem uśmiechnięta, a za oknem świeci słońce. Nie, nie lubię kłamać.
Mam wyrzuty sumienia, bo mówię o
sobie. Mówię, a to psuje humor. Mówię, a to zmywa z twarzy uśmiech. Mówię i
przestaję, bo nie chcę już być problemem.
Maska uśmiechniętej buźki, maska
szczęśliwej emotki. Taka magia blogosfery, chce się być szczęśliwym, JEST się
szczęśliwym, choćby przez jedną, krótką chwilę. Za krótką.
Może to przesilenie wiosenne,
ale ogarnia mnie smutek. Nie jestem z tego dumna, nie ma w tym nic, czym można
by się chwalić. Nie jestem jedną z osób, która chce swojej
pseudo-zlitujsięnademną-depresji, która chce poleżeć na łóżku, popłakać i ubrać
się na czarno, by manifestować posępność duszy. Chcę uśmiechu na dłużej niż
pięć sekund, chcę domowego szczęścia, chcę domowego spokoju. Tego jednego
zmartwienia mniej. Brakuje mi tego.
Gdybym mogła tylko coś zrobić, gdybym
mogła pomóc, mogła rzucić wszystko lub zamienić się rolami, być starszą i coś
zdziałać. Nawet rzucić dotychczasowe obowiązki i wziąć na głowę wszystko. Nie
mogę. A to boli
najbardziej.
Zamykam oczy i staram się
uśmiechnąć. Kiedyś w końcu będzie lepiej.
Przecież... Przecież w nią wierzę.
Czuć tu prywatą, oby nie natrętną. W końcu... To mój blog.