10.30.2014

Kwestia piękna - zdrowe życie a zabiegi


Nad tym tematem zastanawiałam się od dłuższego czasu. Został poruszony dosyć mimowolnie, podczas pewnego babskiego wieczoru. Poznałam w Anglii kilka osób, które często snują rozważania na temat przeprowadzenia operacji plastycznej, i jak do tej pory nie miałam powodów, by poświęcać temu tematowi szczególną uwagę, tak zetknięcie się z tą sytuacją sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać - dlaczego zabiegi

Doszłam do wniosków, które zaszły o wiele dalej, niż się tego spodziewałam. Kilka centymetrów za dużo, kilka zbędnych piegów? Nic wielkiego, wystarczy zabukować wizytę u lokalnego chirurga plastycznego. W dzisiejszych czasach poprawić można niemalże wszystko. Wystarczy wykonać kilka telefonów i już można odliczać czas do dnia upragnionej zmiany – nic prostszego! Czasem jednak wystarczy zatrzymać się i zastanowić, czy naprawdę warto. Czy warto ryzykować zdrowie, wydawać pieniądze i poddawać się często nieprzyjemnym, bolesnym zabiegom? Nie lepiej byłoby najzwyczajniej w świecie zawalczyć o siebie w nieco inny sposób?

10.26.2014

Serowo-szpinakowe mini frittaty

frittata

Nie zawsze mam czas i siłę na gotowanie - bywa, że uciekam się do prostych rozwiązań, przygotowując na obiad kolejny dzień z rzędu makaron z warzywami i serem, a na śniadanie wcinam owsiankę lub jogurt. Niemniej, i w szukaniu prostoty można odkryć przepisy, które nie są trudne w przygotowaniu, a gwarantują naprawdę wspaniałe efekty.

Frittata to danie, które umożliwia zawarcie w nim tak zwanego wszystkiego i niczego: wystarczy zestawienie ulubionych warzyw i garstka sera, by skomponować naprawdę smaczny i zdrowy posiłek. I choć częściej stawiam na frittatę w wersji pełnowymiarowej, jako danie obiadowe, tak też tym razem pokusiłam się o lekkie śniadanie. Na upartego można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że zjadłam po prostu alternatywną wersję jajecznicy, jednak frittata ma swój specyficzny smak, który ciężko byłoby przyrównać do wspomnianego wyżej dania. Mini frittaty mogą stanowić też wspaniałą propozycję na przekąskę na zimno lub na ciepło - czy to podane na talerzykach, czy to w papilotkach, nie tylko prezentują się dobrze, ale i zachwycają smakiem. Charakteru w tym przypadku zdecydowanie dodaje im ser cheddar, który - połączony ze szczypiorkiem i cebulką przekona niejednego wielbiciela serowych chipsów, że naprawdę, naprawdę istnieją zamienniki tego typu grzeszków. A ja, niezależnie od tego, czy do tej pory to danie była Wam obce, czy też lubicie i przygotowujecie je często, zachęcam Was gorąco do wypróbowania właśnie tego zestawienia smaków - naprawdę warto!

frittata z serem i szpinakiem

/4 porcje/
- 8 jajek
- 1 szklanka różyczek kalafiora
- 1 garść świeżego szpinaku
- 1 czerwona cebula
mini frittaty- 3 łyżki posiekanego szczypiorku
- 80g sera cheddar*
- olej lub oliwa
- sól i pieprz

Kalafior gotujemy na parze do momentu, w którym nie będzie surowy, jednak uważamy, aby nie był zbyt miękki. Odstawiamy kalafior do ostudzenia, a następnie dzielimy na małe cząstki. Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy do zarumienienia na rozgrzanym oleju, w połowie smażenia dodając na patelnię szpinak. W misce dokładnie mieszamy jajka, sól, pieprz (dla efektu jednolitej konsystencji, możemy użyć do tego miksera). Następie dodajemy szczypiorek oraz starty na tarce o dużych oczkach ser cheddar. Na samym końcu dodajemy do masy ostudzony szpinak, cebulę oraz kalafior. Dokładnie mieszamy wszystkie składniki, a następnie przelewamy całość do żarrodpornych, lekko natłuszczonych kokilek. Pieczemy frittaty w piekarniku nagrzanym do 180*C przez około 20 minut. Frittaty wyjmujemy delikatnie z kokilek tuż po wystudzeniu, lub też jemy prosto z kokilek z ulubionymi dodatkami. 
*można zastąpić innym serem o charakterystycznym, ostrym smaku
mini frittata

10.20.2014

Zjedz w Anglii: Southsea Coffee Co

southseacoffee.co.uk
crumpets honeycomb

Southsea Coffee Co - na to miejsce natknęłam się przypadkiem, szukając ciekawych miejsc w najbliższej okolicy. Swoim fanpage na Facebooku, Southsea Coffee Co od razu wzbudziło moje zainteresowanie. Delikatny rustykalizm, duża dawka pomysłu i bardzo ciekawie brzmiące dania z gatunku kuchni wegetariańskiej, wegańskiej, bezglutenowej, surowej - "to coś dla mnie!", pomyślałam, jak zawsze gotowa na poznanie nowych smaków. Wykorzystując wolny czas, postanowiłam nie zwlekać i wybrać się na testowanie.

10.19.2014

Studia w Anglii cz. I: - dom czy akademik?


W ostatnim czasie otrzymałam od Was kilka pytań w związku z zamieszkaniem w czasie studiów w Anglii. Mieszkanie, dom, czy może akademik? Sama musiałam stanąć przed tym dylematem. Z wyboru, jakiego dokonałam, jestem bardzo zadowolona.

Wybrałam mieszkanie w domu. W czasie swojego pobytu w Anglii mieszkałam w trzech domach - w tym trzecim będę mieszkać do przyszłego września (a może i dłużej? Naprawdę mi tu dobrze!).  Mój pierwszy dom nie był powalający i z chęcią zmieniłam go w połowie wakacji, jednak najlepszym wyborem okazała się posiadłość, w której mieszkam teraz wraz z trójką znajomych, pod telefoniczo-mailową opieką landlady, która ma cechy typowej, serdecznej babci. Nie wiem, czy za rok zdecyduję się zostać w tym samym pokoju na kolejne dwanaście miesięcy, ale już sam fakt, że nie miałabym nic przeciwko, jest dużym ukłonem w stronę obecnych standardów.

Wiedzę odnośnie akademików czerpałam i czerpię z zeznań znajomych, studentów z różnych roczników. Dodam, że pominęłam aspekty typu "dobra zabawa", bo tego typu czynniki zależne są już tylko i wyłącznie od współlokatorów.

Powtarzające się fakty i własne przemyślenia (został mi przyznany pokój w akademiku, jednak odrzuciłam tę opcję) zawarłam w poniższym zestawieniu. Mam nadzieję, że okaże się przydatne - nie tylko dla studentów.

10.17.2014

10 przypadków z Anglii - część pierwsza.


Dwa dni po zdaniu matur, spakowana na ostatnią chwilę, po ostatniej kawie w polskim Starbucksie, wsiadłam do spóźnionego dwie godziny samolotu. Podekscytowana jak nigdy w życiu, niesamowicie ciekawa, z uczuciem "chcę móc już powiedzieć, że się przeniosłam". Jednocześnie zdenerwowana, głównie świadomością, że spóźnienie mojego samolotu oznaczało moje spóźnienie się na bus z lotniska... Ale tak jak efektu domino nie dało się zatrzymać, postanowiłam nie tracić głowy. Owszem, spóźniłam się na zarezerwowany bus. Owszem, z dwoma ciężkimi walizkami szukałam na ostatnią chwilę środku transportu, który umożliwiłby mi dostanie się o ludzkiej godzinie w okolice angielskiego wybrzeża. I chociaż stresu najadłam się co niemiara, a chyba tylko emocje odegnały uczucie zmęczenia, nieco tylko po północy znalazłam się w Portsmouth. Zaczynająca sama, na nowo, z rodziną pozostawioną w Niemczech i w Polsce. Zaczęłam się uczyć, poznawać, przyzwyczajać. Zapoznałam się z wieloma aspektami życia, które były mi nieznane za czasów mieszkania w Polsce czy Niemczech.

Dziś postanowiłam rozpocząć serię, w której będę spisywać fakty, które na swój sposób przykuły moją uwagę na przestrzeni czasu. Myślę, że niebawem przerodzi się to w swojego rodzaju tygodniowo-miesięczny cykl - kiedy zaczęłam pisać część pierwszą, po dziesięciu aspektach przypomniałam sobie o co najmniej pięciu kolejnych - takie uroki, takie obyczaje. W kolejnym wpisie przejdę zaś do tematu studiów z racji ogromnego zainteresowania, jakim cieszy się temat.

Zapraszam do czytania!

10.16.2014

Nowy etap bloga - Anglia.


Witam Was po długiej, bardzo długiej przerwie.

Może niektórzy z Was jeszcze mnie pamiętają, może niektórzy nadal korzystają z przepisów, może nadal odkrywają ze mną i moim blogiem nowe smaki. 

Jeżeli tak jest - bardzo się cieszę, a szczególnie dlatego, że... wracam? Nie, nie wracam. Przecież nigdzie sobie nie poszłam. Mniej lub bardziej przymusowo zrobiłam sobie przerwę. Praca, a potem studia i praca pochłonęły mnie dogłębnie, a w pewnym momencie zdałam sobie, że nie mam najzwyczajniej w świecie czasu na prowadzenie tego bloga. Żeby nie zahaczać o miernotę, postanowiłam przeczekać cięższy okres, a była to dla mnie najlepsza decyzja. Musiałam też nauczyć się, że organizacja to nie tylko obowiązki. Dobra organizacja to organizacja, która pozwala mi nie tylko na robienie wszystkiego, co muszę, ale i tego, co najzwyczajniej w świecie bardzo lubię


W ciągu ostatnich miesięcy (prawie pół roku od momentu wyjazdy do Anglii - czas płynie? Czas przecieka między palcami!) zdałam sobie sprawę, że nie chcę, aby ten blog był już tylko blogiem z przepisami. Ostatnio pytałam Was na facebooku, czy macie ochotę na wpisy na temat życia i studiów w Anglii. Po spotkaniu się z pozytywnym odzewem, byłam pewna, jakie będą moje następne kroki. I jak nie mam często głowy do jedzenia, tak wiem, że w dalszym ciągu mam ochotę zostawiać w internecie jakąś cząstkę siebie. Studiowanie dziennikarstwa i mediów na angielskim uniwersytecie tylko to potwierdziło - zachwycona uniwersytetem i rzetelnością oraz poziomem ciekawości zajęć, koniec końców oczywiście ludźmi, najzwyczajniej w świecie cieszę się, że chciało mi się starać tyle lat, by znaleźć się w miejscu, w którym jestem teraz. Uczę się prawa, uczę się dziennikarstwa, uczę się, jak żyć - każdego dnia. Oczywiście, nie wszystko zawsze jest różowe, nie wszystko jest przyjemne. Z powiększającym się bagażem doświadczeń rozszerzam bloga do dziedziny lifestyle. Zapraszam Was do śledzenia mnie na instagramie , a już niebawem będziecie mogli już przeczytać nowy wpis. W związku z tym dodam, że jeżeli macie jakieś nurtujące Was pytania, tematy, które chcielibyście, abym poruszyła - piszcie!

Teraz? Teraz mogę tylko napisać, że brakowało mi blogowania - brakowało mi Was!