10.17.2014

10 przypadków z Anglii - część pierwsza.


Dwa dni po zdaniu matur, spakowana na ostatnią chwilę, po ostatniej kawie w polskim Starbucksie, wsiadłam do spóźnionego dwie godziny samolotu. Podekscytowana jak nigdy w życiu, niesamowicie ciekawa, z uczuciem "chcę móc już powiedzieć, że się przeniosłam". Jednocześnie zdenerwowana, głównie świadomością, że spóźnienie mojego samolotu oznaczało moje spóźnienie się na bus z lotniska... Ale tak jak efektu domino nie dało się zatrzymać, postanowiłam nie tracić głowy. Owszem, spóźniłam się na zarezerwowany bus. Owszem, z dwoma ciężkimi walizkami szukałam na ostatnią chwilę środku transportu, który umożliwiłby mi dostanie się o ludzkiej godzinie w okolice angielskiego wybrzeża. I chociaż stresu najadłam się co niemiara, a chyba tylko emocje odegnały uczucie zmęczenia, nieco tylko po północy znalazłam się w Portsmouth. Zaczynająca sama, na nowo, z rodziną pozostawioną w Niemczech i w Polsce. Zaczęłam się uczyć, poznawać, przyzwyczajać. Zapoznałam się z wieloma aspektami życia, które były mi nieznane za czasów mieszkania w Polsce czy Niemczech.

Dziś postanowiłam rozpocząć serię, w której będę spisywać fakty, które na swój sposób przykuły moją uwagę na przestrzeni czasu. Myślę, że niebawem przerodzi się to w swojego rodzaju tygodniowo-miesięczny cykl - kiedy zaczęłam pisać część pierwszą, po dziesięciu aspektach przypomniałam sobie o co najmniej pięciu kolejnych - takie uroki, takie obyczaje. W kolejnym wpisie przejdę zaś do tematu studiów z racji ogromnego zainteresowania, jakim cieszy się temat.

Zapraszam do czytania!


*

1. Wygląd - jesteś nie w nastroju, a może przeżywasz właśnie okres największego lenistwa? Nie musisz się martwić przynajmniej o ubiór - do sklepu możesz wyjść równie dobrze w kapciach i pidżamie. Nikogo nie będzie to obchodzić, podobnie jak to, czy masz na sobie makijaż i czy na pewno uczesałeś dziś włosy. Każdy może ubierać się i wyglądać tak, jak mu wygodnie, a nikt nie będzie krzywo patrzył na kolorowe dredy, kolczyki, różową mini do niekoniecznie zgrabnych nóg, czy też skórzane gotyckie koturny i czarny płaszcz do kostek. Chyba po prostu chodzi o to, żeby mieć przy sobie parasol (tak, piszę to po około siedemnastu dniach deszczu - bez dnia przerwy).

2. How are you? - I'm fine! Nie ma żadnej innej opcji. Anglicy nie mają w zwyczaju się nad sobą użalać. Nawet jeżeli nie czujesz się najlepiej, pamiętaj - zachowaj to na później. Nawet, jeżeli za kilka minut zamierzasz komuś powiedzieć o tym, jak zalałeś nowego laptopa kawą, a w drodze na przystanek ochlapała cię ciężarówka, i tak jest w porządku

3. Gniazdka - pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po przywitaniu się ze wszystkimi współlokatorami, było rozejrzenie się w poszukiwaniu gniazdek, aby podłączyć rozładowany telefon i laptop, który jakimś cudem przetrwał niedbałe rzucenie walizką, w której się znajdował. Znajduję ładowarkę, zadowolona podłączam i... stop. Staram się podłączyć. Nie pasuje. Za cholerę. Usprawiedliwienie mojego technicznego ogłupienia znalazłam kolejnego dnia w sklepie z gadżetami AGD. Niemniej, muszę przyznać - po wchodzeniu po raz trzydziesty do pokoju na piętrze po przełącznik do gniazdka, żeby włączyć przywieziony z domu mikser zmusiło mnie do niczego innego, jak kupna nowego miksera. Analogicznie, na przestrzeni czasu, każdego innego sprzętu elektronicznego.

4. Light - tutaj wszystko może być light. Napis low-fat spotkacie nawet na opakowaniu ciasteczek w czekoladzie, na gotowych kanapkach i piankach marshmallow, a na dobrą sprawę ciężko jest znaleźć produkty, które nie występują w wersji odtłuszczonej. Co ciekawe, pozbawiając produkty tłuszczu, producenci wyraźnie zapominają o pozbawianiu produktów cukru i innych substancji słodzących rozmaitej maści. Ale na rozwinięcie tego tematu-rzeki jeszcze przyjdzie pora...

5. Krany - jeden z gorącą wodą, drugi z zimną. Umyj twarz, człowieku! Powodzenia. Na początku zrezygnowana myłam się po prostu w zimnej wodzie, bo z dwojga złego niech już ziębi, a nie parzy. Na szczęście na okres studiów zamieszkałam w domu, który w każdym zlewie posiada jeden, jedyny, jedyniutki kran - chwała. Stawianie czoła kranom w miejscach publicznych w dalszym ciągu pozostało dla mnie dosyć irytującym aspektem.

6. Skręcanie papierosów: zwyczaj zaskakująco pokaźnej liczby osób - począwszy od nastolatków aż do ludzi starszych. Przypuszczam, że przede wszystkim przyczyniają się do tego ceny papierosów, które są niewątpliwie odczuwalne dla kieszeni palaczy. Robienie własnych papierosów jest bez wątpienia tańsze. Swoją drogą, tak w sekrecie: wiecie, co jest jeszcze tańsze? Nie palenie.

7. Kalorie - zawsze i wszędzie, począwszy od restauracji do kanapek na sklepowej półce i szyldu z ciepłymi bułkami w sklepie. Po gabarytach większości Anglików nie mogę powiedzieć, że obsesyjnie przeliczają wartości odżywcze swoich posiłków, ale z pewnością dbają, aby informacje na ich temat były dostępne w przypadku praktycznie każdego posiłku i napoju.

8. Apple - Anglicy kochają tę markę miłością szczerą i prawdziwą. Sięga po nią prawie każdy, a mniej szczęśliwy posiadacz Samsunga czy innego HTC czuje się przybyszem z innej planety. Szczerze przyznam, że i ja po kilku miesiącach przekonałam się nie tylko do Iphone'ów, ale i innych produktów spod znaku słynnego jabłuszka. Szczerze nie mam pojęcia, dlaczego akurat Apple. Kilka razy nawet o to pytałam - nikt nie znał odpowiedzi. I nieważne, czy ekran legendy Steve'a Jobsa jest rozbity, większość Anglików i tak nie wymieni go na żaden inny telefon. Chyba, że na ajfona. Nowszego.

9. Lunch - pracujący Anglicy przyzwyczajeni są do kupowania swego rodzaju luchu, który składa się zwykle z kanapki, zestawu sushi lub sałatki, paczki chipsów i napoju. Jest to standardowy posiłek, który w postaci swego rodzaju oferty wprowadził niemalże każdy sklep w Wielkiej Brytanii. Oczywiście, zamiast chipsów można wybierać pośród rozmaitych owoców - kawałków świeżego kokosa, ananasa czy mango, ciast marchewkowych, owsianych, ale i tych najbardziej czekoladowych, a na upartego można pokusić się nawet o pudełeczko marchewek z hummusem czy krewetki z sosem chilli. Sałatki mogą składać się z kaszy quinoa, łososia, ciecierzycy i szpinaku, niemniej może to być też zwykły pszenny makaron z majonezem i bekonem. Podobne kryteria wyboru obowiązują w przypadku napojów. Każdy wybiera to, co uważa za stosowne, płacąc tyle samo za trzy wybrane produkty. Fair enough.

10. Herbata z mlekiem - obowiązkowo. Jeżeli jeszcze jej nie polubiłeś, zapewne w ciągu kilku miesięcy się to zmieni. Ciężko od tego uciec, a kiedy raz dasz się na nią namówić, zapewne w końcu do niej wrócisz. Pisane z retrospekcji - chociaż nadal uwielbiam też tę czarną, mocną, solo lub z cytryną.

*

Angielskich osobliwości jest mnóstwo. Niektóre pozytywnie zaskakują, inne zwyczajnie "dadzą się lubić", kolejne zaś przyprawiają o zgrzytanie zębami. Niebawem zabiorę się za rozwarstwianie kolejnych "angielskich przypadków". A jakie Wam zapadły w pamięć najbardziej?



25 komentarzy:

  1. bardzo fajny wpis! większość informacji stąd już jest mi znane, ale tym chętniej czytam doświadczenia innych :) osobiście Anglię pokochałam, dlatego nie widzę innego wyjścia dla siebie jak po prostu tam wyjechać :) ma wady i zalety, tak jak każdy kraj, i może nie każdy znalazł by tam swój kąt, ale ja zdecydowanie czuję, że tam jest moje miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od końca, od naszej znanej również przecież! bawarki. Osobiście nie piję, nie lubię, nie przepadam, ale... nie jest to nienawiść do smaku, więc pewnie byłabym skłonna łatwo dać się przekonać:) Słyszałam również o tym, że choćby wyjście do sklepu pod domem w szlafroku jest traktowane w sto procentach normalnie i szalenie mi się takie podejście podoba. Spodobało mi się również Twoje opowiadanie o produktach 'light'. Chętnie dokonałabym wielu testów smakowych, skoro wybór jest taki duży a jestem ciekawa, co dodatek 'light' może zrobić ze smakiem pozornie prostego produktu;d

    Życzę cierpliwości w poszukiwaniu gniazdek i smacznego piątkowego lunchu!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisy "w prawo, lewo, w prawo" przy każdych pasach na ulicy :D a także kompletne nie zwracanie uwagi jakie akurat światło- zielone, czerwone
    (Londyn) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łał,wszechobecnych kalorii i produktów light bym sie nie spodziewała! Herbaty z mlekiem bardzo chętnie bym spróbowała, ale takiej przyrządzonej "jak trzeba", bo sama nie wiem czy wystarczy po prostu dolać mleka, czy co :D
    &moje włosy nie wytrzymałaby angielskiej pogody...:(( albo raczej ja nie wytrzymałabym z nimi...

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłam raz w Anglii, ale tylko na tydzień. Niektóre z tych zwyczajów co opisałaś, to zauważyłam już wtedy. Marzy mi się, żeby kiedyś tam zamieszkać lub przynajmniej przebywać przez parę miesięcy.
    Pojechałaś tam na studia sama czy z jakiegoś projektu? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda tylko że się tak minęłysmy! :) ... Ale kto wie, może jeszcze się gdzieś spotkamy, chociażby po środku czy też w jakimkolwiek innym miejscu.

    Odkrywasz Anglię, ja odkrywam Niemcy. Odkrywam Berlin, który zaskakuje mnie bardzo podobnie, jak Ciebie Anglia :) Wiesz na co pierwsze zwróciłam uwagę tutaj? Patrz: punkt pierwszy. W Berlinie jest dokładnie to samo i szczerze to uwielbiam! Człowieku, wyglądaj, jak chcesz, nikogo to nie zdziwi. Lubię to! :)

    Przygoda z gniazdkami na szczęście mnie ominęła, chociaż takie przygody warto przeżyć :D U mnie były takie przygody jak śmietana zamiast jogurtu, zdziwienie, że w ndz większość miasta wymiera i nagle zostałam z 1euro w portfelu bo bank zamknięty :D ..

    Ach ale lubię odkrywać Berlin! I czekam na więcej Twoich odkryć! :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno jeszcze się spotkamy! :*

      O matko, tak, niedziele! Już prawie zapomniałam, jak to było :D Nie ma jedzenia, nie ma pieniędzy, a wszystko zamknięte na głucho!

      Swoją drogą, kupiłaś może Speisequark? Najlepszy, mój ulubiony <3

      Usuń
  7. W Anglii wszędzie herbata z mlekiem, a tutaj ... piwo! Naprawdę wszędzie piwo, haha :D

    Aaale serki wiejskie! Jak ja za nimi tęsknię!

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo przyjemnie się czyta twoje ' angielskie przypadki' :) Będąc w Anglii miałam podobne odczucia, choć pewnie na mniejszą skalę, bo spędziłam tam niecałe trzy tygodnie. Czekam na 'przypadków' ciąg dalszy :) Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. prkatycznie te same spostrzeżenia miałam jak byłam na 2 miesiące w UK w wakacje :D

    OdpowiedzUsuń
  10. z cala tą swoja charakterystycznością, Anglia (a w szczególności Londyn) pozostawiła we mnie uczucie silnej tęsknoty. choć na początku czułam się trochę nieswojo, gdy moje tatuaże nie wywołały oburzenia. trochę przytłoczyła mnie ilość zdrowej żywności do wyboru. zimna woda przyprawiła o gęsią skórkę. najfajniejsze ciuchy na wyciągnięcie ręki (i w normalnych cenach) wydawały się być wytworem mojej wyobraźni. i to nienarzekanie. dla Polaków rzec obca! i wszystko to szybko i mocno stało się przyjemną normalnością. a teraz z uśmiechem na ustach wspominam i śledzę tanie loty, by pobyć tam choć chwilę ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. ale ciekawy wpis! idealny dla mnie, głodnej wiedzy o innych kulturach :)
    a jak jest z chlebem? prawda to, że wszędzie tostowe? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba! :) Mam nadzieję, że kolejne wpisy także przypadna Ci do gustu.
      Co do pieczywa - tostowe przeważa, ale można uświadczyć także tego typowego.

      Usuń
  12. Te krany to porażka...; D Nie mam pojęcia kto to wymyślił, ale nie był mądry; D

    OdpowiedzUsuń
  13. cudnie piszesz, naprawdę. aż żałuję, że tytuł informuje o zaledwie 10 ,,przypadkach", bo mogłabym czytać kolejne.. dziesiątki. i wyjątkowo całość ciekawa, bo uwielbiam takie ,,smaczki". nie to, co napiszą mi w gazecie, że Anglia= herbata o 17, tylko fakty z życia wzięte :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo!
      Na pewno pokuszę się o kontynuację serii "Przypadków", więc mam nadzieję, że i kolejne części tego cyklu przypadną Ci do gustu. :)

      Usuń
  14. piłam bawarkę raz w życiu i chyba do niej nie wrócę :) a te krany to by mogli pozmieniać :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham takie blogi, dzięki którym biore sie do pracy i motywuje, mimo, ze chodze dopiwro do 1 liceum, choc moze to nie jest za wczesnie, a w sam raz aby pracowac na wymarzona przyszlosc?
      Realia w Angii, o wiele bardziej mi sie podobaja, niz te 'nasze'. Dobroc ludzi, swobodnosc i pozytywne nastawienie... To mi sie tak podoba!
      Ps. Czy nie bylo ciezkie rozstanie z rodzina?
      Bo dla mnie TO jest najwieksza blokada...
      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że pierwsza klasa liceum to bardzo dobry czas na myślenie o studiach za granicą. :) Wymagają one na pewno więcej przygotowania niż studia w ojczyźnie.
      Nie, bo nie mieszkam z ojcem od wielu lat, a mama zawsze jest ze mną sercem. Poza tym, żyjemy w świecie skejpa i telefonów, a koniec końców loty nie są drogie. Rodzinę też kiedyś można sprowadzić, nie? :)
      Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa!

      Usuń
  16. Wszystkie punkty opisane prawidłowo i jeszcze jak ciekawie to wszystko napisałaś! :)
    Uwielbiam Twoje posty! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo cieszę się, że masz zamiar opisywać swoje doświadczenia dot. studiów w Anglii, bo chociaż mam jeszcze te 2 lata na decyzję, to już wiem, że będę chciała tam wyjechać :)
    Dlatego mam też jedno pytanie (albo może propozycję na wpis?) - z tego co pamiętam to zdawałaś egzamin IELTS. Już trochę zagłębiłam się w samą strukturę tego egzaminu, ale ciekawa jestem, jakie są Twoje odczucia. Czy któraś z części sprawiła Ci jakieś większe problemy?
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Co sądzisz o wpisie?
Jeżeli nie posiadasz konta Google, nie bądź anonimowy - podpisz się swoim nickiem lub imieniem.
Dziękuję za każdą pozostawioną opinię.