wholewheal Cesarean omelette with banana and peach, hazelnut coffee with milk
We have a watch but we have no time, jak to często powtarza moja przyjaciółka Rafaella.
Te słowa swego czasu nabrały zupełnie nowego znaczenia. Mam czas kupić dynię, nie mam czasu zrobić z niej puree. Bywa, uroki życia szkolnego. Od Wertera do Fausta, od bomb jądrowych do chemii, w której ponoć, jako humanistka, jestem najlepsza. Poruszam się w trybie pracy, a kiedy znajduję chwilę na spacer, ze zdumieniem zauważam - to już jesień! Szarówka, żółkniejące liście i ten tajemniczy chłód, który pojawił się.. nie wiadomo kiedy. Jesień mnie zaskoczyła? Nie, na nią byłam przygotowana. Zdziwiło mnie tylko to, że pośród wszystkich codziennych obowiązków i mniej lub bardziej błyskotliwych spostrzeżeń, to właśnie ona pozostała niezauważona.
We have a watch but we have no time, jak to często powtarza moja przyjaciółka Rafaella.
Te słowa swego czasu nabrały zupełnie nowego znaczenia. Mam czas kupić dynię, nie mam czasu zrobić z niej puree. Bywa, uroki życia szkolnego. Od Wertera do Fausta, od bomb jądrowych do chemii, w której ponoć, jako humanistka, jestem najlepsza. Poruszam się w trybie pracy, a kiedy znajduję chwilę na spacer, ze zdumieniem zauważam - to już jesień! Szarówka, żółkniejące liście i ten tajemniczy chłód, który pojawił się.. nie wiadomo kiedy. Jesień mnie zaskoczyła? Nie, na nią byłam przygotowana. Zdziwiło mnie tylko to, że pośród wszystkich codziennych obowiązków i mniej lub bardziej błyskotliwych spostrzeżeń, to właśnie ona pozostała niezauważona.
pozdrawiam z nad lektury Wertera :p
OdpowiedzUsuńkochana ja Werterem i jego nieszczęśliwą miłością to już wymiotuję xd polonistka tak nas wymęczyła ;p
OdpowiedzUsuńale takie omleciki to nigdy mi sie nie znudzą !
Bardziej lubiłam Wertera niż Fausta. A jesień? Zawsze jakoś zaskakuje każdego.
OdpowiedzUsuńPysznie! ;)
No cóż, jesień nie jest taka zła, jeśli w kuchni pachnie pysznym jedzeniem, a w kubku czeka ulubiona gorąca herbata...;) Kiedy jest chłodno za oknem, do kuchni ciągnie mnie jeszcze bardziej, muszę tylko rozciągnąć dobę, żeby na wszystko starczyło czasu:)
OdpowiedzUsuńdopiero teraz zauwazylam, ze zmienilas bloga, wybacz! omlet wyglada cudownie, ja moge o takich pysznosciach zapomniec na razie :)
OdpowiedzUsuńJa kupiłam dynię X czasu temu. Nadal leży w lodówce. A mam ochotę na makaron z dynią i nie mam czasu go zrobić, bo wracam ze szkoły i nie wytrzymam tyle, aby mi się makaron ugotowal-,-,xp.
OdpowiedzUsuńO rany, to co Ty jesz? :P Ja po szkole nie jestem głodna i nawet nie mam siły na robienie obiadu, jem około 16.
UsuńW jednym daniu połączyłaś mojego faworyta wśród omletów i ulubiony owoc ^^
OdpowiedzUsuńcudo, omlet na początek jesieni
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Monika
jeżeli ne masz czasu na przerabianie dyni, polecam ją na surowo! smakuje genialnie <3
OdpowiedzUsuńwersję tego omletu z bananem lubie najbardziej, choc nie probowalam brzoskwini do niego. wygląda przepysznie!!
Ojej, ale pięknie.
OdpowiedzUsuńJa już dzisiaj kombinuję jak znaleźć czas na zrobienie przetworów z pomidorów i papryki...zapowiada się noc w kuchni:)
Przez całe wakacje czekałam na jesień. Jest prawie taka o jakiej marzyłam, ale nadal za ciepło. Teraz czekam na zimę. Omlet wygląda smakowicie :)
OdpowiedzUsuńwygląda super, a ja miałam takie niedobre śniadanie dzisiaj:(
OdpowiedzUsuńWerter i jego żółty frak,i niebieska kamizelka, czy na odwrót ;) A jesień nieubłagalnie się zbliża, już deszczowo, pluchowo, niefajnie.
OdpowiedzUsuńmam wrażenie, że jakoś w tym roku wcześniej ta jesień przyszła, ale cieszę się z tego:)
OdpowiedzUsuńomlet prezentuje się bardzo apetycznie, a smakuje pewnie jeszcze lepiej! muszę kiedyś zrobić z bananem, bo zwykle kończy się na klasycznym z jabłkiem:)
Najlepszy omlet z brzoskwinią..cudowne śniadanie :)
OdpowiedzUsuńSzkolne lektury... kiedy to było? Wydawałoby się, że dopiero co, a tu już kolejna z rzędu jesień puka w okna. W mieszkaniu ciemno, najchętniej człowiek schowałby się pod koc z książką, herbatą i nie wychodził cały dzień. Jesień bywa piękna, lecz dla mnie zawsze przynosi na swoich barkach nutkę nostalgii, smutku, melancholii i zamyślenia.
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie czytałam lektur, choć chciałam, to w bio-chemie nie miałam czasu, ale trochę nadrobiłam w te wakacje ;) omlet z bananem brzmi i wyglada pysznie ;)
OdpowiedzUsuńPysznie tak zacząć dzień!
OdpowiedzUsuńtakiego jeszcze nie widziałam i nie jadłam ;D
OdpowiedzUsuńSpróbuj :D Pyszny.
Usuńjak dobrze, że chemia i inne podobne "przyjemności" mnie już nie dotyczą ;)
OdpowiedzUsuńwygląda przepysznie:)
OdpowiedzUsuńO tak! Cesarski to dobra nazwa! I do tego żytni - pycha!
OdpowiedzUsuńApetyczny pomysł :)
OdpowiedzUsuńBardzo apetycznie wygląda ten omlet :)
OdpowiedzUsuńsuper wygląda;) tak jesiennie
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda ten omlet :) I bardzo ładnie podany.
OdpowiedzUsuńMmm jaki cudowny omlet cesarski <3 Dawno go u mnie nie było..
OdpowiedzUsuńo matko, gubię się już w rodzajach tych wszystkich omletów ;)
OdpowiedzUsuńz chęcią bym ci go zabrała i sama skonsumowała :D
Wygląda przepysznie, koniecznie muszę wypróbować jutro rano ;) Czy możesz zdradzić w jakich proporcjach dodajesz jajka i mąkę ?
OdpowiedzUsuńNa ten omlet poszło jedno jajko, 1/4 szklanki mąki i 1/4 szklanki mleka.
UsuńPięknie podany omlet i ta urocza brzoskwinia :)
OdpowiedzUsuńWygląda iście cesarsko :)
OdpowiedzUsuńAle widzę, ze u Ciebie za oknem dokładnie taka sama szaruga jak u mnie! Dobrze, że chociaż słoneczne brzoskwinki na talerzu :)
OdpowiedzUsuńPrzez ostatnie dni u mnie było jeszcze bardzo gorąco. Nawet wczoraj. Dopiero dzisiaj nastała taka jesień, szaro, ponuro i deszczowo :)
OdpowiedzUsuńLubię takie omlety, w dodatku z moimi ulubionymi owocami :)
Ale Ci ładny wyszedł, ja ubolewam nad wyglądem moich placków/omletów/naleśników, bo patrząc na kształt to jedna wielka abstrakcja :D
OdpowiedzUsuńGratulacje za przebrnięcie przez "Cierpienia", ja męczę się czytając to i nie wyobrażam sobie jeszcze omawiania tego na lekcji :(
OdpowiedzUsuńświetny blog, gdybym nie miała nietolerancji pokarmowej na (prawie) wszystko to skorzystałabym z twoich przepisów, taki omlecik na śniadanie to musi być poezja! :>
jaki śliczny omlet ^^
OdpowiedzUsuńmi z kolei, jako prawdziwej humanistce, świetnie idzie matematyka, lepiej niż polski (chociaż to chyba też kwestia nastawienia, o ile historię uwielbiam to polski to dla mnie mordęga i zabijanie przyjemności czytania zbyt drobiazgową analizą i ujednoliconą interpretacją, ech)
O, tu się zgadzam. Czasem te analizy odbierają całą przyjemność czytania...
UsuńPiękny omlet i jaka fajna nazwa!!
OdpowiedzUsuńOmlet wygląda bardzo apetycznie :-)
OdpowiedzUsuńwygląda wykwitnie! musiał być pyszny :>
OdpowiedzUsuńkochana przeze mnie jesień..
OdpowiedzUsuńOwsiankę z jajkiem to codziennie jem, już się przyzwyczaiłam :D
OdpowiedzUsuńkocham jesień =) kocham ten chłodek i piękno liści...ciepłe wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńŻytniego jeszcze nie próbowałam... Kusisz, oj kusisz...
OdpowiedzUsuńale Ci wyszedł! a ja nie za bardzo z omletami sobie radzę:(
OdpowiedzUsuńdawno nie jadlam omletów, oj dawno ;p
OdpowiedzUsuńCudownie wygląda! muszę w końcu zrobić :)
OdpowiedzUsuńMała wariacja na temat omleta cesarskiego. Warto spróbować ;-)
OdpowiedzUsuńJesień nie zaskakuje, ona po prostu cicho się skrada i stopniowo rozwija swój chłód i kolorowe barwy liści.
Mmmm, zjadłabym <3
OdpowiedzUsuńJa nienawidzę jesieni, dlatego pewnie od razu zauważyłam, że nadchodzi...
super omlecik ! szczególnie te smaki ;d
OdpowiedzUsuńNiesamowite, że ja też dopiero ZACZYNAM ją zauważać. A wszystko przez chłodne ranki i wiatr. Bardzo specyficzny.
OdpowiedzUsuńOmlet wygląda jak biszkopcik, taki mięciutki i leciutki. :)
:):):) zrobię sobie go!
OdpowiedzUsuń